WYWIAD // Jak kupować diament?

Ile lat ma twoja narzeczona?
20, 30, 50 lat? A diament może mieć cztery miliardy! Kup jej brylant. Ponoć Cię na to stać. Tak twierdzi nasz ekspert. Marcin Marcok z firmy MART DIAMONDS handluje tym towarem i zachęca do inwestycji, więc chyba wie o czym mówi.

Wywiad dla magazynu LOGO 6/2019. Rozmawia Łukasz Figielski.

Mam tysiaka na koncie i chciałbym się oświadczyć. Czy mogę myśleć o diamencie?

Zawsze! Ceny oszlifowanych diamentów zaczynają się od paruset złotych. Czasem nie chodzi o wielkość, ale o… sam fakt. Wybór diamentu jako prezentu świadczy o dojrzałości mężczyzny. Sięga po coś wyjątkowego, dla wielu niedostępnego. Niedostępnego przede wszystkim nie finansowo, lecz mentalnie.

W tej cenie mogę pewnie kupić bursztyn wielkości kartofla i diament jak ziarnko piachu. Dlaczego mam wybrać ziarnko? 

Bursztyn jest świetny. Ale diament jest ponadczasowy. Wyobraź to sobie. Kilka miliardów lat temu powstaje coś doskonałego, co w formie surowej jest zdecydowanie niedoskonałe. Surowy diament wygląda jak zwykły kamyk. Czeka miliony lat, by ktoś mógł go znaleźć i dostrzec jego wyjątkowość, co nie jest proste. A to dopiero początek, wszak szlifierz musi go jeszcze „ożywić”!
Co poza historią zachwyca nas w brylancie? 
Jego ogień. Blask, który onieśmiela. Aby to wydobyć, szlifierz musi się mocno napracować. W branży się mówi, że oddaje kawałek duszy. Za życie, które pojawi się w kamieniu, musi mu przekazać coś z siebie…

Gdzie kupię taki w dobrej cenie? Allegro? Sklep sieciowy? U pana? 


Jasne, że u mnie. Ważne jest, co dostajesz oprócz kamienia. Sprzedawca prócz doświadczenia musi mieć dokument, który potwierdza, że to diament. I wskazuje jego jakość. Instytutów gemmologicznych, które dokonują oceny kamieni, jest nieskończenie wiele. Zasada jest taka, że im więcej liter w skrócie, tym gorszy instytut. GIA (Gemological Institute of America), IGI (International Gemological Institute) albo HRD (Hoge Raad voor Diamant, czyli Diamentowa Wysoka Rada; dwie ostatnie placówki są belgijskie) gwarantują, że to, co kupujesz, jest tym, co chcesz kupić. Certyfikat to nie tylko dokument, ale i nie- podrabialna inskrypcja na rondyście [pasie oddzielającym„górną”od „dolnej” części brylanta – przyp. red.].

Martin Marcok - How to buy a diamond

Regułę rozumiem. Jak to przekuć na praktykę? 

Pamiętaj, że w diamentach nie ma okazji. Jak ktoś oferuje coś za ułamek wartości, to chce cię oszukać. To może być kamień nielegalnie wprowadzony do obiegu. Kamień nienaturalny. To może w ogóle nie być kamień. Nawet w poważanym salonie jubilerskim łatwo kupić szkło sprzedawane jako szmaragd. Najlepiej ze sprzedawcą się spotkać. Sprawdzić papiery. I pogadać, bo każ- dy człowiek potrzebuje innego ka- mienia. Nie ma dwóch takich samych diamentów, tak jak nie ma dwóch takich samych ludzi. Opowiedz, co ten kamień ma tobie dać.

To ja chcę dać. Tej jedynej!

Ale chodzi o to, by kobieta przestała marudzić, czy to ma być pierścionek, który mógłbyś dać jej i tylko jej?

I tak dochodzą kolejne zera przy zakupie...

Niekoniecznie. Jedni szukają idealnie czystego – rzeczywiście drogiego kamienia – a barwa może być „słaba”. Ja uważam, że skoro to barwę widać na zewnątrz, niewidoczna gołym okiem inkluzja, która obniża cenę diamentu, może być tym „czymś wyjątkowym”.Taki kamień wcale nie musi być gorszy.

Inkluzja brzmi lepiej niż skaza.


Skaza to zewnętrzne znamię kamienia. A inkluzja występuje wewnątrz. Natura rysuje najróżniejsze kształty. Ułożenie innych minerałów w diamencie, mikrospękania wypełnione mikrokurzem dostrzegalne pod mikroskopem nierzadko zaskakują. Widzieliśmy już jednorożca, bejsbolistę, maskę…

Super. Choć w sumie bez znaczenia, żona i tak nie zauważy. 


Diamenty są po to, by wywołać przyjemność. Uśmiech. Ważne jest, że ty wiesz.

Ładne słowa, ale kupowanie inwestycyjne wygląda inaczej.

Kupując diament, zawsze inwestujesz. Albo kupujesz odpowiedni kamień, potem go sprzedajesz i zarabiasz. Albo kupujesz, bo inwestujesz w siebie. W szczęście.

Jak kupuję złoto, to niby wiem, czego się trzymam i czego jego cena się trzyma. Wystarczy, że spojrzę na kurs giełdowy.

Z diamentami jest podobnie.Tylko o ile na złocie wszyscy się znają – mamy doświadczenia z czasów PRL-u i lat 90. – o tyle z brylantami jest inaczej. Musisz udać się do specjalisty. Gwarancją jest jego do- świadczenie i dokumenty potwierdzające jakość diamentu.

Pierścionek z diamentami z autorskiej kolekcji MART DIAMONDS

Mam kredyt we frankach i polisolokatę. Łatwo mi wcisnąć kit.

Każdy klient jest moim pracodawcą. Szefem. Muszę mu wybrać najlepszy kamień, na jaki go stać. Nie zawsze musi to być brylant.

Brylant to najbardziej pracochłonna forma szlifu diamentu? 


Najbardziej stratna, gubimy nawet 70% materiału wyjściowego. Generalnie podczas obróbki odpada połowa kamienia.

Czy duże kamienie się dzieli na mniejsze, by były mniejsze straty? Czym innym utracić pół grama, a czym innym pół kilograma.

Kiedyś tak często robiono. Dziś walczy się o jak największą masę poprzez optymalizację kształtu szlifu.

No niby tak, odrąbanego już nie przykleimy, a pewnie cena grama czy tam karata rośnie wraz z kamieniem.


Dokładnie. Bo im większy kamień, tym trudniej dostępny. Aby uzyskać cenę obrobionej jednokaratówki, potrzeba [szybkie obliczenia – przyp. red.] aż sześciu czy siedmiu obrobionych półkaratówek.

Czemu karat i czym jest karat? 


To 0,2 g. Tyle waży każde nasiono strąkowego owocu karoby, za pomocą którego kiedyś ważono kamienie szlachetne. Już tysiące lat temu były czymś bardzo cennym. Słowo „karat” przyswojone z francuskiego pochodzi od greckiego „keration” oznaczającego tę roślinę. Przy szlifie brylantowym diament jednokaratowy ma średnicę ok. 6 mm. 5 mm to już tylko 0,5 karata. Itd.

Czy brylant to po prostu diament po obrobieniu? 


Specyficznie oszlifowany diament. Każdy brylant jest diamentem, ale nie każdy diament jest brylantem. Brylant składa się z podstawy i korony, ma wyszlifowane 58 ścianek zwanych fasetami. Od lat 30. XX w. jest opisany wzorem, aby idealnie rozpraszał wpadające światło.

I każdy brylant musi wyglądać matematycznie tak samo?

Brylant tak. Ale są jeszcze inne kształty, jak serce, princessa, markiza, owal czy poduszka. Większość szlifów fantazyjnych, czyli wszystkich poza brylantowym, także w jakiś sposób została matematycznie opisana. Chodzi o to, by kamień zachwycał, a jego kształt dało się ocenić według jakiejś normy. Jakość i proporcje szlifu to bardzo ważna cecha w ocenie piękna diamentu.

„Cut” czyli szlif, jest składową zasady 4C.
C

Choć jego wpływ na cenę jest najmniejszy, to jedyna cecha diamentu zależna od człowieka.

Największy wpływ na cenę ma pewnie „C” jak „carat”, czyli masa. Jakie jest trzecie „c”? 


„Color”. Chodzi o barwę najczęściej spotykanych diamentów, czyli tych „bezbarwnych”. Skala zaczyna się od D jak diament, a kończy na Z. Im bardziej w stronę Z tym kamień brzydszy, bardziej brązowo-żółty, tym więcej azotu między atomami węgla.

Inna kategoria to niezawarte w tej skali rzadkie diamenty kolorowe: czerwone, zielone, niebieskie... 


O tak, to zupełnie inna bajka. Taka barwa zależy od wielu czynników, czasami – jak w przypadku diamentów różowych czy naj- droższych czerwonych – od specyfiki wiązań atomów węgla. Kolorowe diamenty, prócz czarnych, są doskonałą inwestycją.

Ostatnie C?

„Clarity”, czyli czystość. Znaczenie ma jak najmniejsza ilość in- kluzji, zadrapań. Istnieją diamenty idealnie czyste, oznaczane jako FL (flawless) i IF (internally flawless). Są i kamienie zarośnięte inkluzjami do tego stopnia, że ciężko określić ich barwę (I2-I3/ P2-P3). Ocena czystości to zajęcie dla doświadczonego gradera. My wyręczamy się instytutem GIA.

Teraz diamenty wytwarza się też syntetycznie. 


Technika jest znana od połowy ubiegłego wieku, jeszcze dłużej syntetyzuje się inne kamienie szlachetne. Od kilku lat faktycznie jest o nich coraz głośniej, bo są wielokrotnie tańsze. Natura zawsze będzie w cenie. Musisz sam sobie odpowiedzieć na pytanie, czy jesteś w stanie zaakceptować to, że nosisz podróbkę  Tu nie chodzi o to, co myślą inni – tu chodzi o twoją świadomość posiadania „oryginału”.